
Lawendy sadziłam już z kilka lat wcześniej, ale z nieznanych mi przyczyn jakoś marniały i zamierały.. Wreszcie dokładniej wczytałam się w wymagania lawendy – okazało się, że najważniejsze wcale nie jest nasłonecznienie, lecz odczyn gleby. Gdy dosypałam nieco dolomitu, a trochę później podwapnowałam ziemię, nagle roślinki takie już ledwo – ledwo żywe odzyskały wigor i zaczęły chętniej rosnąć. Nawet te w lekkim półcieniu miały się coraz lepiej i zaczęły robić się coraz ładniejsze. W przyszłym roku jeszcze zobaczę, jak będą kwitły; mam nadzieję, że ładnie.
Wielkim i pozytywnym zaskoczeniem okazała się też widoczna w środku donicy mocno niebieskofioletowa szałwia, ale o niej napiszę później w osobnym wpisie.
Komentarze
Brak komentarzy